Pewnie niejednokrotnie spotkaliście się z koncepcją hamowania lewą nogą, zapewne osoba, która o tej technice opowiadała była nią zachwycona i przedstawiała wszelkie korzyści płynące z jej stosowania. Ponieważ często spotykam się z fragmentarycznym podejściem do tej techniki postanowiłem poświęcić jej kilka linijek i opowiedzieć o wszystkich aspektach jej stosowania. Zacznę zatem od historii…
Technika hamowania lewą nogą rozwinęła się w latach 70-tych, kiedy to w rajdach samochodowych startowały głównie samochody tylnonapędowe. Samochody te charakteryzowały się kiepską trakcją jak na dzisiejsze standardy. Trakcja ta była jeszcze gorsza na nawierzchniach luźnych (szuter, śnieg). Generalnie problem polegał na znacznej podsterowności (tak, tak, w RWD jest to wbrew pozorom duże zagrożenie). Dlatego prowadząc rajdówkę głównie używało się gazu, aby utrzymywać nadsterowność, pozwalającą obierać kierunek i krzywiznę pokonywanego zakrętu. Sęk w tym, że do zainicjowania skrętu potrzebny był impuls w postaci ruchu kierownicą. Aby zwiększyć przyczepność przednich kół i skrócić czas kręcenia wolantem używano krótkiego naciśnięcia na hamulec lewą nogą, tak aby natychmiast po tym „sygnale” kontynuować prowadzenie samochodu gazem.
W ten sposób opisałem jeden z celów stosowania metody „lewej nogi”, a mianowicie dociążanie przedniej osi, poprzedzające skręt kierownicą. Krótkie i delikatne dotknięcie hamulca doskonale dociąża oś, jednak nie jest to jedyny aspekt pozytywny tej techniki. W przednionapędowym samochodzie zbyt wczesne dodanie gazu na wyjściu z łuku powoduje płużenie przedniej osi i zbyt wczesne wyjeżdżanie na zewnętrzną. Dodatkowo jeśli nie mamy szpery samochód nie przyspiesza, gdyż większość mocy ucieka przez koło od wewnętrznej, które ślizgając się pogłębia podsterowność. Dlatego wielu zawodników dodając gaz na wyjściu koryguje tor jazdy poprzez delikatne naciskanie na hamulec lewą nogą (razem z gazem), co w działaniu skutkuje podobnie jak szpera (przyhamowując odciążone koło).
Trzeci sposób zastosowania hamowania lewą nogą ma na celu wywołanie delikatnej nadsterowności – nadrzucenie tyłu w celu zacieśnienia toru jazdy. Skutek jest podobny jak przy użyciu ręcznego, jednak stosując dynamiczne, ale krótkie uderzenie w hamulec dysponujemy znacznie większą precyzją w doborze siły hamowania, a co za tym idzie głębokości uślizgu tylnych kół.
Każda z tych metod wymaga innego czucia hamulca (pamiętajmy, że lewa noga jest przyzwyczajona do energicznego obsługiwania sprzęgła), innego czasu jego używania, jednak w każdej z nich pojawia się pewna komplikacja – problemem jest konieczność zmiany biegu, podczas używania tej metody. Jeśli nie dysponujemy skrzynią kłową lub sekwencyjną, zabraknie nam trzeciej nogi do obsługi sprzęgła. Poza tym w rajdach samochodowych i wyścigach długodystansowych nadmierne używanie lewej nogi powoduje szybkie przegrzewanie się hamulców (zwłaszcza w samochodach N-grupowych). Jak to się ma do Driftu? Praktycznie nijak – lewa noga pomaga przecież w panowaniu nad tym, aby nadsterowność była subtelna, niezbyt duża (jeżeli dojdzie do kontry samochód zwalnia, co nie jest pożądane w rajdach ani wyścigach). Jedyny przypadek, który może mieć coś wspólnego z Driftem to opisany jako pierwszy. O ile jednak w rajdach zawsze chodziło o to, aby jak najszybciej dodać gazu, to w Drfcie zasady są całkowicie odmienne – w Japonii ocena kończy się w chwili dodania gazu, do tego momentu trzeba uzyskać jak największy kąt wychylenia. Dlatego uważam, że zawodnikom Drift Series oraz Super Drift Series opisywana metoda w ogóle się nie przyda. W Drifcie przecież ważniejsze jest zredukowanie biegu w trakcie pierwszej fazy ślizgania, trzeba to zrobić jednak z dużym wyczuciem, aby nie zerwać napędu oraz w celu uniknięcia zbyt wczesnego uzyskania dużego wychylenia, a co za tym idzie wytracenia prędkości i nie osiągnięcia clipping point’u po wewnętrznej (w takiej sytuacji zazwyczaj nas wciąga na trawę, po wewnętrznej zakrętu). Dlatego ważna jest obsługa sprzęgła (chociaż w D1 niektórzy zawodnicy stosują skrzynie sekwencyjne, ale to jest zupełnie inna opowieść), wyrównanie obrotów w trakcie hamowania i puszczenie sprzęgła z ogromnym wyczuciem. Metoda ta – „heel and toe” – wymaga użycia wszystkich trzech pedałów w jednej chwili, ale we właściwej sekwencji. Jak ją ćwiczyć i jakie są jej zalety napiszę następnym razem. Tymczasem jednak zalecam opanowanie hamowania lewą nogą, gdyż pomimo swojej nieprzydatności w Drifcie (część z Was i tak się z tym nie zgodzi) , stosujący ją zawodnik w zawrotnym tempie zaczyna ogarniać ważenie samochodu, nabiera świadomości przyczepności każdego z kół oraz - co najważniejsze - uczy się przewidywania reakcji zawieszenia.
źródło http://driftforum.pl
|
Dla mnie hamowanie lewą noga, zaraz kojarzy się z paleniem gumy :D a że nie za bardzo przepadam za tym sposobem rekreacji w miejscu, to nie często naciskam na hamulec lewą nogą :P Co do gwałtownego hamowania na zakrętach to albo się abs odezwie, albo koła przednie stracą przyczepność :a to ciekawe: tak, czy siak najlepszym rozwiązaniem jest rękaw :) i do ciasnych zakrętów, jaki i do driftu :tak: ...tak myślę :p o FWD nie mam zdania, bo to raczej auta z punktu A do punktu B :P a 4x4 to już inna bajka :D
|
W drifcie sie przydaje głównie do "przerzucenia" dupy na drugą stronę.
Kiedy na przykład mamy serie łuków lewy, prawy, lewy ... to wprowadzamy auto w poślizg kontrujemy, nadchodzi łuk w przeciwną stronę, odpuszczamy gaz, przychamowujemy i znów dodajemy gazu ... no i robimy poślizg w przeciwną stronę ...|
Na Miedziance, szczególnie po deszczu można się nauczyć wiele rzeczy ... każdym autem.
Na suchym wypadałoby mieć już m20b25 :)
Pozdrawiam
|